Czasami zdarza się, że zaliczamy jakąś „wtopę”. Coś co pójdzie nie po naszej myśli. Sporo osób w takiej sytuacji wstydzi się, zamyka się w sobie, odcina od otoczenia, odcina od tej konkretnej sytuacji – bo wierzą, że ponieśli porażkę, ale czy na pewno?

 

Czy „klamka już zapadła” i nic nie da się zrobić?

 

Byłem ostatnio ze znajomymi w Spiżu we Wrocławiu, rozmawiałem i popijałem ciemne piwo (polecam, dobre). Rozmowa była intelektualną ucztą :D – dziękuję współrozmówcom. W trakcie tego „ucztowania” przypomniała mi się, pewna, dosyć ciekawa historia z życia wyjęta, która idealnie pasowała do tematu naszej rozmowy.

 

Dlatego z chęcią podzielę się tą historią również i z Tobą.

(oceń, czy według Ciebie jest mocna, czy też nie)

 

Młody chłopak ok. 20 lat, był bardzo zakochany w mojej babci (miała wtedy jakieś 38 lat i dwójkę dzieci). Pracowali razem w biurowcu – mieli obok siebie gabinety, często widywali się na korytarzu. Ale chłopak ten, był bardzo nieśmiały. Nie potrafił się „odezwać”, porozmawiać.

W Dzień Kobiet postanowił kupić kwiaty. Z bukietem w ręce, podekscytowany, zastukał do drzwi, a kiedy babcia otworzyła, wyciągnął je z papierowego opakowania i…

…i okazało się, że płatki opadły!

 

Dokładnie Tak! trzymał w ręce zielone badyle, a te piękne płatki spoczywały w szarym papierze.

Gość cały czerwony, nie wiedział co ma powiedzieć… zapadał się ze wstydu...

 

Babcia prezent przyjęła, podziękowała i powiedziała, że sam gest jest dla niej czymś bardzo ważnym, a reszta to już tylko drobiazgi. Stres chyba odłączył mu słuch, bo po wręczeniu "kwiatów" bardzo szybko uciekł.

 

Kwiaty (czytaj zielone badyle) włożyła do wazonu, a płatki przyczepiła szpilkami. Całość ustawiła na swoim biurku. Podobno "przeszczep" , wyszedł bardzo dobrze. Nie było widać śladu, po tej botanicznej „operacji plastycznej”.

 

Sytuacja ogólnie zabawna, ale nie dla tego chłopaka. Jeszcze bardziej był zawstydzony, kiedy mijali się na korytarzu. Jeszcze bardziej unikał kontaktu wzrokowego, rozmów itd.

 

Gość myślał, że zaliczył wtopę życia. A według mnie zaliczył ogromny sukces, tyle, że nie zdawał sobie z tego sprawy.

 

Nie potrafił przyjąć tego „prezentu od losu”.

 

Babcia rok w rok, dostawała stosy kwiatów na dzień kobiet. Ale to kwiaty od niego, zapamiętała na całe życie. Mało tego! Podzieliła się tą historią również ze mną, a ja opowiadam ją znajomym. Od tamtego momentu minęło wiele lat, a jego kwiaty dalej są pamiętane!

 

Tak niewiele zabrakło, żeby porażka stała się sukcesem!

 

Wystarczyło, żeby chłopak miał trochę dystansu do siebie.

Przecież to był genialny temat do rozmowy!

„cześć to znowu ja, pamiętasz mnie? ten chłopak od zielonych badyli?”

 

Mógł w ramach „rekompensaty” zaprosić ją na kawę

– przecież w takiej sytuacji by mu nie odmówiła.

Kto wie, czy nie byłaby to idealna sytuacja do tego,

żeby zostali dobrymi znajomymi, czy nawet przyjaciółmi?

 

Porażka jest wtedy, kiedy samemu uznamy ją za prawdę.

Czasami nie mamy wpływu na pewne sytuacje,

ale mamy wpływ na to, jak je odbierzemy. Co z tym, dalej zrobimy?

Czy „podniesiemy rękawicę” jaką rzuca nam życie?

Czy będziemy flirtować z życiem? Cieszyć się nim, pomimo wszystko?

Czy może od razu uwierzymy w porażkę?

 

"Nie masz wpływu na to, jakie karty dostałeś od losu, ale od Ciebie zależy jak nimi zagrasz."

 

Tobie, życzę wyłącznie wiary w sukces!

Udanej zabawy w następnym "rozdaniu"! :)